Harcownik Wielkopolski

Miejsce rozważań instruktorskich

Finanse

Jak polskie podziemie zdobywało środki?

Wiele wątków konspiracyjnych wprost nadaje się na ciekawy scenariusz filmowy. Walka z okupantem wymuszała często działania niebanalne. Potrzeba zdobycia zaopatrzenia, tęsknota za bliskimi, którzy dostawali się do niewoli, gdzie byli torturowani lub przetrzymywani w nieludzkich warunkach, wzmożona brutalność oprawców – wszystko to skłaniało nieraz do czynów wybitnych. Oprócz rozbijania aresztów i więzień, uwalniania znajomych i bliskich, oprócz akcji likwidacyjnych, wysadzania węzłów kolejowych, polskie podziemie niepodległościowe organizowało też „akcje zarobkowe”. W związku z tym, że walka zbrojna, dywersja i działania wywiadowcze pochłaniały środki finansowe, te były niezbędne.

Jest rok 1943, na terenie Polski trwa okupacja niemiecka. Narodowe Siły Zbrojne jako polska formacja podziemna „nieoficjalna”, lecz wykonująca rozkazy Naczelnego Wodza, która nie otrzymuje wsparcia finansowego od rządu londyńskiego, są w trudnej sytuacji materialnej…

Jest słoneczny, cudny, polski kwiecień. Aleja Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie oblekła się już w lekką zieleń. W powietrzu wiruje rozświergotane, radosne ptactwo. Ulica pulsuje życiem. Chodniki, aleje i ławki wypełnione są publicznością. Przeważają młode panienki i dzieci. Pod komendą por. „Esmana” ubezpieczamy główne wejście do banku. […] Jest nas trzech. Por. „Esman” spaceruje wolno środkową aleją. Pali fajkę i jest zatopiony w czytaniu książki – wspomina „Żbik” Kołaciński, uczestnik skoku (Między młotem a swastyką. Władysław Kołaciński).

Przygotowania do akcji trwały kilka miesięcy. W lutym żołnierze NSZ zdobyli na żołnierzach Wehrmachtu broń i umundurowanie. Dokładne analizy ruchów wojsk niemieckich w Częstochowie były kluczem do dobrego rozpoznania. Dzień przed napadem konspiratorzy wynajęli ciężarówkę. 20 kwietnia odbyła się akcja nazywana skokiem na bank emisyjny w Częstochowie.

Aleją Najświętszej Maryi Panny, noszącą już imię Adolfa Hitlera, wojska niemieckie defilowały z okazji urodzin Führera. W tym samym czasie przy tej samej ulicy – kilkadziesiąt metrów od siedziby gestapo – polscy żołnierze podziemnej armii napadli na bank. Akcji dokonał oddział Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem ks. Feliksa Kowalika „Zagłoby”. Była to pierwsza akcja finansowa polskiego podziemia w czasie okupacji. W Częstochowie wytwarzano okupacyjną walutę – tak zwane „młynarki”. Przebrani w mundury wroga partyzanci udawali konwój, lecz po wejściu do budynku banku ujawnili swoje zamiary, obezwładniając wcześniej strażnika volksdeutscha i polskiego policjanta zajmując ich miejsce. Po otwarciu sejfu zdobyto łącznie 2,6 mln zł na cele konspiracji niepodległościowej. Zgromadzona ludność cywilna, widząc niemiecki pojazd myślała, że to kolejna łapanka. Ksiądz Kowalik stanął wtedy na ciężarówce, odsłonił spod niemieckiego płaszcza sutannę i pobłogosławił Polaków zwracając się do zebranych – „teraz naprawdę uciekajcie, my nie Niemcy, my NSZ, ale Niemcy zaraz tu będą”.

W Częstochowie sądzono, że napadu dokonali brytyjscy komandosi. Do tej wersji byli także przekonani okupanci, również portier, który wyrwał się wychodzącym z banku partyzantom, krzycząc w stronę niemieckich żołnierzy o napadzie przeprowadzonym przez Anglików. Akcja udana, obyło się bez represji wobec ludności cywilnej – tak działał NSZ. Do 1944 roku, do scalenia z AK w tej formacji obowiązywał absolutny zakaz relacjonowania działań w prasie podziemnej, a duży nacisk kładziono na ukrywanie śladów walki i mylenie wroga. Tę akcję wielokrotnie propagandowo „kradziono” Narodowym Siłom Zbrojnym w czasach PRL.

Jedną z ważniejszych akcji polskiego podziemia była akcja „Góral”. Przygotowywany przez komendę dywersji Armii Krajowej przez kilkanaście miesięcy, skok był odpowiedzią na przejmowane przez okupanta nieregularne wsparcie finansowe pochodzące od „polskiego rządu londyńskiego” z Anglii. Jej kryptonim wywodzi się od potocznego określenia banknotów o nominale 500 zł, emitowanych podczas okupacji w Generalnym Gubernatorstwie – „górali”. Wybór padł na niemiecki konwój przewożący pieniądze do Banku Emisyjnego przy ulicy Bielańskiej w Warszawie. Niemcy przewozili wtedy bajeczną sumę prawie 106 milionów złotych, czyli około miliona dolarów.

By akcja mogła w ogóle dojść do skutku, konieczne było zwerbowanie do współpracy pracowników banku. Plan nie był skomplikowany. Kiedy ciężarówka z pieniędzmi wjechałaby w wybrany odcinek ulicy Miodowej, drogę miał jej zatarasować wózek z pustymi pudłami. Gdy niemieccy konwojenci opuściliby samochód, nadjechać miała ciężarówka, z której dwaj żołnierze AK ostrzelaliby Niemców ze stenów. Wtedy do akcji wkroczyć mieli pozostali członkowie akowskiego oddziału, kryjący się w bramach i lokalach przyległych do ulicy Senatorskiej.

12 sierpnia 1943 roku o godzinie 9:00 rano dowództwo dostało telefon potwierdzający wyjazd konwoju. Właściwa akcja rozpoczęła się o godzinie 10.45, kiedy do czekających w kawiarni na ul. Piwnej oficerów AK zadzwoniono po raz drugi. Głos w słuchawce powiedział jedno zdanie: ciocia zajechała. Po godzinie 11:00 padły strzały. W dwie minuty polskie podziemie wzbogaciło się o 106 milionów złotych. Niemiecki okupant bardzo szybko rozwiesił w całym mieście plakaty informujące o nagrodzie dla tego, kto ujawni sprawców skoku. Akcja nie wywołała represji w okupowanej Warszawie. Jedynym „świadkiem” skoku był Zygmunt III, który przyglądał się ze swojej kolumny.

To dwie z ciekawszych akcji polskiego podziemia w czasie okupacji niemieckiej. Nie są one przykładem dzisiaj dla nas, jak zdobywać pieniądze – takie rzeczy mogły odbywać się tylko w niewoli, która utrudniała Polakom podstawowe funkcjonowanie we własnym, podbitym przez agresora państwie. Są natomiast dowodem odwagi, dobrego planowania, a jej uczestnicy śmiało mogą być nazywani bohaterami.

phm. Piotr Paterek

Theme by Anders Norén